Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 30 września 2012

POSZUKUJĄC ŻÓŁWIA FRANKLINA

archiwalne nr "Franklina" cena waha się od 5 do 8 zł
Żółwia Franklina ciężko nie znać, oczywiście jeśli ma się dzieci. Jeśli akurat nie trafiliśmy nigdy na kreskówkę, to mieliśmy szanse na zetknięcie się z nim bądź w postaci naklejki na wiaderku do piaskownicy naszej pociechy, bądź przy okazji wizyty w księgarni - książeczek o przygodach tego przesympatycznego żółwia jest całkiem sporo.
Kiedy Pola zaczęła przechodzić franklinową fascynację wydawało mi się, że nie będzie problemu z kupieniem prezentu... W jakim byłam błędzie. Okazało się, że jest to jedna z niewielu postaci, która nie została całkowicie skomercjalizowana. Daremnie szukać maskotki czy franklinowych gadżetów. Raz jeden trafiłam na allegro na skarbonkę Franklina i to by było na tyle. W sprzedaży są jedynie książki i płyty DVD, nawet naklejki to senne marzenie.
I wtedy trafiłam na gazetkę. To był numer grudniowy... ale od początku.
Kilka lat temu na rynku prasowym pojawił się miesięcznik "Franklin". Niestety z nieznanych mi przyczyn Egmont przestał wydawać tą gazetkę, a szkoda, bo jest to chyba jedna z najmądrzejszych gazetek dziecięcych z jaką się zetknęłam. Skoro już się nie ukazuje to dlaczego o niej piszę? Bo czasem można na nią trafić w antykwariacie, albo na wyprzedażach gazetowych, albo zwyczajnie w kiosku [ jeśli kioskarz zrobił porządek i nagle okazało się, że jakiś tam egzemplarz umknął jego uwadze w czasie robienia zwrotów]. Warto włożyć trochę wysiłku i poszukać numerów archiwalnych. Aha, jeśli ktoś chciałby być sprytny i zamówić numery archiwalne na stronie Egmontu od razu mówię, że to marzenie ściętej głowy - była to pierwsza rzecz jaką zrobiłam. Numerów archiwalnych brak. Pozostaje jedynie polowanie.
Co takiego miał "Franklin", że warto go poszukać? Przede wszystkim pod względem merytorycznym przypomina nieco starego "Misia".
W każdym numerze jest reportaż z miejsca odwiedzonego przez Żółwia [ np. fabryka czekolady], dzięki któremu mały czytelnik dowiaduje się wielu ciekawych informacji [ a czasem i rodzic może poszerzyć swoją wiedzę ;-) . Gazeta, podobnie jak książka i kreskówka, docenia wartości rodzinne, uczy empatii, czytelnik musi m. in stworzyć własne drzewo genealogiczne; propaguje sport i zabawy na świeżym powietrzu bez użycia bardzo drogich gadżetów [ dla tych którzy nie wiedza - Franklin jeździ na rowerze, latem gra w piłkę i pływa, zima jeździ na sankach i gra w hokeja]. Czytelnik może zbierać karty kolekcjonerskie, należeć do klubu Franklina [ do wycięcia legitymacja - niestety strona klubowa już nie działa, a w każdym numerze zadania do wykonania, za które otrzymuje się znaczek - sprawność- zupełnie tak jak w kreskówce]. Poza tym jest w niej wiele zadań uczących logicznego myślenia [ podane są tez rozwiązania]; nauka literek i cyferek oraz lekcje języka angielskiego wraz z ćwiczeniami utrwalającymi materiał. Sporo historyjek ma dodatkowo na końcu ćwiczenia sprawdzające czy dziecko uważnie czytało/słuchało tekstu. Dział zrób to sam, podobnie jak przepisy kulinarne są proste i nie wymagają dodatkowych zakupów [ wszystkie potrzebne rzeczy można znaleźć w przeciętnym domu].
Jak każda współczesna gazeta dla dzieci, tak i "Franklin" mógł się poszczycić "dodatkami", w przeciwieństwie jednak do innych tego typu periodyków nie oferował kolejnego plastikowego szajsu, rozpadającego się po 10 min. Dodatki Franklina były przemyślane i użyteczne, np, kartki bożonarodzeniowe, bileciki na prezenty...
Zatem... polowanie czas zacząć.
Tym zaś, którzy szczęścia w polowaniu nie mają, pozostaje seria "Zgadywanki i naklejanki"
    Seria "Zgadywanki i naklejanki" cena ok 7 zł

    Co w niej znajdziemy?
    • przepis kulinarny
    • kącik zrób to sam
    • naklejki do stworzenia obrazka
    • malowanki - cała książka
    • zadania uczące logicznego myślenia, spostrzegawczości, koordynacji ręka - oko wraz z rozwiązaniami

    Brak komentarzy:

    Prześlij komentarz